Rafał Trzaskowski miał lepsze kompetencje do sprawowania urzędu prezydenta niż Karol Nawrocki. Lepszą historię osobistą i polityczną oraz lepsze perspektywy na relacje w polityce międzynarodowej. Lepiej przemawiał, rozmawiał i lepiej wyglądał. A jednak przegrał. I to z kim.
Kiedy jego wyborcy wychodzą powoli z szoku, partia, która go wystawiła, powinna już pracować pełną parą. Inaczej ten poniedziałkowy szok zwielokrotni się za dwa i pół roku w postaci rządów PiS-u i Konfederacji.
Od poniedziałku trwa sąd nad przegranymi. Urządzają go głównie jeszcze bardziej przegrani, czyli na przykład politycy PSL-u i Polski 2050. Jednak pytania o to, co się stało, są słuszne. Analizowane są różne tematy: o nowy podział w społeczeństwie, który nie odpowiada już staremu podziałowi na PiS i PO; o to, czy elity liberalne wyciągną wnioski z przegranej; i czy w ogóle jeszcze istnieje podział, którego są one częścią (niedługo w „Kulturze Liberalnej” opublikujemy esej na temat tego podziału).
Odpowiedzi na to, dlaczego wygrał Nawrocki, pytający szukają również w polityce rządu. Inni w decyzjach sztabu Rafała Trzaskowskiego. Jedno i drugie się ze sobą wiąże. Koncepcja kampanii wyborczej Rafała Trzaskowskiego przypominała ogólną koncepcję sprawowania i utrzymania władzy przez koalicję rządzącą. Sprowadza się ona do widocznego braku planu na to, by pokazać Polakom, dlaczego powinien rządzić właśnie ten obóz czy ten kandydat.
Gdzie są powody do poparcia?
Półtora roku po przegranej PiS-u wady tamtej władzy pamięta najtwardszy elektorat Koalicji Obywatelskiej, częściowo Lewicy i reszta zaangażowanych politycznie wyborców. Dla tych, którzy polityką interesują się sporadycznie czy fragmentarycznie, wspomnienia zakazu aborcji, szczucia na mniejszości czy podporządkowywanie instytucji państwa partii przyblakły. Pokazują to badania, według których na przykład aborcja czy praworządność nie są już tak ważnym tematem, jak dwa lata temu.
Sposobem na utrzymanie pamięci wyborców o tym, co było przed „nami”, oraz na pokazanie, jak należy rządzić w zdrowym państwie, są: rozliczenia i perspektywiczne działanie. To pierwsze idzie słabo, a drugiego nie ma. Stąd uzasadnione pytania o nieistniejące projekty ustaw, których nie chciał podpisać Andrzej Duda.
Dlaczego parlament ich nie uchwalił? Dlaczego nie stworzył przekonującej wizji funkcjonowania państwa? Nie zajął się na przykład porządnie polityką mieszkaniową, edukacyjną, komunikacją publiczną, transformacją energetyczną? Dlaczego nie przejął wielkich projektów po PiS-ie, tak by Polacy czuli, że w ich kraju można żyć lepiej?
Po półtora roku rządów tej koalicji trudno o poczucie, że jest co stracić na wypadek zmiany władzy. Autorytarny zwrot w ustroju państwa jest realnym i bardzo poważnym zagrożeniem. Problem w tym, że nie wszystkich on przeraża.
Lepszy prawdziwy prawicowiec niż udawany
Kampania Rafała Trzaskowskiego była z tym spójna w tym sensie, że nie wiadomo było jednoznacznie, o co w niej chodzi i kogo ma urzec. Kandydat próbował jednocześnie przyciągnąć wyborców Konfederacji i nie stracić tych progresywnych. Ważąc, ile ci drudzy zniosą, bojąc się alternatywy – prezydenta popieranego przez PiS.
Nie chodzi o tu o to, czy przesunięcie Trzaskowskiego na prawo było dobrą koncepcją, czy nie – ma ona mocne uzasadnienie w badaniach społecznych. Chodzi o to, że jeśli kampania miała być bardziej prawicowa, kandydatem powinien być ktoś, kto będzie wiarygodny w roli prawicowca. A jeśli kandydatem był Rafał Trzaskowski, to powinien mieć inną kampanię. Po co głosować na nieprzekonującego prawicowca, skoro można na prawdziwego? Błąd powstał więc już na samym początku podejmowania decyzji o kierunku kampanii i wyborze kandydata.
Trzaskowski, wygłaszając hasła prawicowe, brzmiał równie nieprzekonująco i niewystarczająco, jak Nawrocki mówiący o gotowości do rozmowy o statusie osoby najbliższej, kiedy temat dotyczył związków partnerskich. „Gotowość do rozmowy” i to w dodatku o „statusie” to za mało, żeby przekonać tych, którzy czekają na równość małżeńską, ale o niej Nawrocki nie mógł mówić, dlatego był w tym temacie niewiarygodny. Dokładnie tak, jak Trzaskowski, który mówił, że trzeba odebrać 800 plus ukraińskim dzieciom albo zamknąć granice przed zbożem z Ukrainy. Brzmiało to w jego wykonaniu co najmniej zaskakująco, a i tak było za słabe, skoro nie mógł powiedzieć, że nie chce tu Ukraińców (i na szczęście tego nie zrobił). Osoby z silną niechęcią do migrantów miały kandydata, który lepiej wyrażał ich frustracje.
Dlaczego z wami jest lepiej?
Kampania Rafała Trzaskowskiego od początku wyglądała więc jak próba połączenia progresywnej energii poprzedniej kampanii prezydenckiej, tej z października 2023 roku, z prawicową energią Konfederacji. Zadanie karkołomne, którego sztabowi KO nie udało się dowieźć.
Teraz powstaje pytanie retoryczne, czy da się utrzymać władzę bez zapału wyborców. Czy kolejne doniesienia o zatrzymaniu kogoś w sprawie Pegasusa, jak ta z wczorajszego poranka, będzie utrzymywała wyborców w emocjach, tak by poszli za dwa lata na wybory walczyć o Polskę? Czy może to kolejna taka informacja, z której nic nie wynika, ale ma stwarzać wrażenie rozliczeń – i wywoła w końcu ich gniew. Bo poczują, że Koalicja Obywatelska przed niczym ich nie uratuje, bo nie potrafi, albo nawet nie chce się jej wysilić.
By pociągnąć za sobą ludzi, nie wystarczy nieudolnie upokarzać potwora, którego wielu z nich już coraz mniej się boi. Trzeba pokazać, dlaczego z nami jest dobrze, a bez nas źle. I wysilić się przy tym bardziej niż Roman Giertych, który pisze swój kolejny list do Jarosława Kaczyńskiego na portalu X.